Rozmowa
z koleżanką. Nagle ona oświadcza mi, że stałam się jakaś bardziej dojrzała,
dorosła, kobieca. Ja na to:
a)
zgadzam się z nią i mówię, że też to zauważyłam
b)
parskam śmiechem
c)
udaję, że tego nie słyszałam i kontynuuję
rozmowę
…
Odp. b).
Jeszcze
przed chwilą zwijałam się ze śmiechu z tak irracjonalnych rzeczy jak oczobłyski
goleniowe, których szczęśliwie nie jestem przedstawicielką, nosząc „babcine”
rajstopki zamiast rajstop z lycrą. Jeszcze przed chwilą wspominałam, jak to zawsze
w „dziewczyńskich” zabawach chciałam być długowłosą Sam („Odlotowe agentki”,
przypomnienie dla wszystkich „dojrzałych, dorosłych, kobiecych” dziewczyn,
kobiet, które to czytają i zapomniały o jednej z ulubionych kreskówek
dzieciństwa), a nikt nigdy nie chciał być Alex w żółtym kombinezonie.
Dzieciństwo.
Dzieciństwo, czyli czas, w którym skaczemy po stołach, krzesłach, fotelach,
bojąc się przed wpadnięciem w podłogową lawę. Czyli czas, w którym apogeum dorosłości
jest „palenie” słonych paluszków, a wkładanie palców do cukierniczki i ich
oblizywanie staje się rutyną codzienności. Czas, w którym naszymi
największymi wrogami stają się dentysta i woda utleniona, zaraz na miejscu 2. i
3. po szczepionkach, igłach i wszystkim co kłujące. Gdy biegamy po ogrodzie i
łapiemy koniki polne do słoików, a później patrzymy jak nie
mogą się wydostać. Jednak na końcu wygrywa dziecinne dobro i wypuszczamy
owady. Jak rozpoznać małego sadystę lvl hard? Gdy w domu ciągle znika sól. I
nie, nie pojawia się tak nagle jak Pan Dziobak w Spółce Zło Dundersztyca, po
prostu znika. Zostaje wykorzystana do „wyższych celów” tj., sypania na te
czarne, obrzydliwe ślimaki, które w dżdżysty dzień robią za skórkę od banana na
ulicy, i patrzenia jak zdychają. Nie, nigdy tak nie robiłam, to okropne, nie
myślcie, po prostu mam kolegów dzielących się ze mną swoimi dawnymi przeżyciami.
Kropka.
Dzieciństwo,
czyli czas, w którym zamiast muszelek na plaży zbieramy pety (…może nie
powinnam tego pisać w 1. os. l. mn..., byłam bardzo mała no!), i czas, gdy dajemy
mamie pyszne ciasta, ciasteczka z piasku w kolorowych foremkach w kształcie
delfinków. Czas, gdy tak bardzo jest nam przykro jak bezlitosne morze niszczy nasz zamek z piasku, oczywiście z fosą i wieżyczkami.
Czas, w
którym jesteśmy u szczytu naszej literackiej formy, wymyślając coraz nowsze
neologizmy. Gdy moja przyjaciółka była mała i gdy jej się coś bardzo podobało
mówiła „kuśkusiella”. Im więcej „kuś” tym bardziej Jej się coś podobało.
Rozmarzyliście
się? Coś Wam się przypomina? A teraz… powrót do rzeczywistości. Do bycia
dużymi, może już nie tak beztrosko żyjącymi, ale dzieciakami… Ja dalej mam
wstręt do igieł, może już nie wrzeszczę histerycznie, gdy mam mieć pobieraną
krew i nie dam się już nabrać na to, że do tego wcale nie potrzeba igły, ale na
pewno zawsze oddalam takie sprawy.
Ubrania na dziś: spodnie w romby, pudrowo różowy sweterek, roshe run'y, oversize'owa marynarka w cudne wzory + egzotyczna apaszka.
Jak Wam się podoba stylizacja? A jak post? Ile „kuś” byście mi dali przed "kusiellą"? Piszcie w komentarzach ;)
Zapraszam do polubienia fanpage'a: https://www.facebook.com/bethbehindcheck.blogspot
fot. Dominika Sawicka
trousers - markowybutik.pl / sweater - ZARA / jacket - old, my mum's
/ shoes - Nike Roshe Run / scarf - ?
No nieźle
OdpowiedzUsuńłał! naprawdę świetne stylizacje. Dobrze Ci w kucyku. kuśkuśkuśkusiella :)
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, że Ci się podoba, postaram się nie zawieść w kolejnych postach, dzięki :) zaproś znajomych do polubienia fanpage'a! ;)
Usuń